Nasz pierwszy wieczór w Bangkoku.
Ewcia jest nieprzytomna w końcu jet lag dopadł i ją. Była dzielna, walczyła i w końcu odpadła.
No więc nici z naszego chodzenia wieczorem po straganach z żarciem…
Ja zabrałam krzes ła z tarasu na dachu, postawiłam je przed naszym pokojem i przeglądam przewodniki co jutro przed nami. A Maciek poszedł na polowanie…. Na odchodne krzyknęłam zanim żeby jutro nie obudził się z tatuażem na twarzy… A tak na serio wziął trochę drobniaków i poszedł po żarcie na wynos.
Ale od początku.
Jak do tej pory (z małym wyjątkiem o którym później) podróż przebiega nam zadziwiająco łatwo.
Pobudka 4:00 bez bólu dziwne, bo do pracy ledwo zwlekam się z łóżka
Pendolino z Gdyni do Warszawy – super. Polecamy. Szybciutko, komfortowo i o czasie. Później autobus na lotnisko po minucie z Centralnego. Szybka odprawa na lotnisku. Co prawda 3 godz. przesiadka w Moskwie podczas której pokręciliśmy czas. I już myśleliśmy, że samolot do Bangkoku poleciał bez nas. Zerwaliśmy się i zaczęliśmy biec do gate’u. Ale nie odleciał
W Bangkoku na lotnisku znowu wszystko poszło szybko i sprawnie. Dokumenty Imigration, bagaż. Jak nie w Azji.
Gdzie my jesteśmy?. Nikt nie podbiega, nie zagaduje, nie ma szarańczy taksiarzy wyrywających od Ciebie walizy. No nie…
No taksiarz na kursie do miasta trochę nas orżnął, ale byliśmy na to przygotowani i było to w granicach rozsądku. Wyczytaliśmy, że godzinny kurs na Khao San Rd ma uczciwie kosztować 350 bathów. Po targach zapłaciliśmy 500 ale za to komfortowym vanem.
No i na Khao San trochę pobłądziliśmy szukając naszego hotelu. Niby wszystko blisko siebie, ale jak się jest po kilkunastogodzinnej podróży i przeskakuje się z 10 st na 34 st celsjusza to głowa i cało zawodzi.
W końcu znaleźliśmy nas hotel. Villa Wild Orchid. http://www.wildorchidvilla.com/
Za pokój 2 os z łazienką zapłaciliśmy 800 bathów. Ok. 80 zł. Rezerwowaliśmy przez booking.com i jak to przeważnie bywa na obrazkach wygląda dużo lepiej niż w rzeczywistości.
Malusi ciemny pokoik rekompensuje nam super lokalizacja, no i basen w którym zakochała się Ewcia.
My zresztą też połażeniu po upalnym mieście z przyjemnością pomoczyliśmy się.
Tanio jak barszcz jak to piszą w przewodnikach nie jest. Ale po małym rekonesansie myślę, że odnajdziemy się. Dzisiaj skusiliśmy się na knajpę dla białasów, ale chciało nam się zimnego piwka.
Co ciekawe piwo w knajpach jest bardzo drogie. Od 8 do 16 zł za butelkę. No ale raz można, albo dwa…