Znowu jestesmy w Delhi.
Dziwne, ale bardzo ucieszylismy sie na widok Main Bazar.
Dziwne, bo wyjezdzajac z Indii zegnalismy je bez zalu.
Chyba trzeba wracac kilka razy do Indii, zeby polubic ten pierdolnik... ;)))
Chyba zaczynamy to rozumiec.
Wieczorem byl festyn z okazji swieta ktoregos z ichnich swietych. Imienia swietego nie pamietamy. Slyszelismy, ale po 2 min juz umknelo...
Bylo duzo glosnej muzyki, kolorowych lampek. Pachnialo kwiatami.
Z kwiatow ukladali wzory na ulicy.
Takich wlasnie Indii szukalismy. Znalezlismy je na koncu naszej podrozy.
Mamy 2 dni na ostatnie zakupy, napychanie sie indyjskim zarciem i ostatnie chwytanie klimatu.
Pokoj mamy z telewizorem. Trzy tygodnie nie ogladalismy TV. Duzo myzyli, kolorowe obrazki. Prawdziwych Indii nie pokazuja.
Nasza podroz dobiega konca. Jutro lecimy do Londynu.
Odkrylam zaskakujaca rzecz - chcialoby sie jeszcze zostac.
Za szybko na podsumowania, na to bedzie czas pozniej.
Za duzo jest w nas wrazen. Za duzo wydarzylo sie.
Na pewno bylo to duze wyzwanie, ktore i nas momentami zaskakiwalo.