Dojechaliśmy do Sapy:) Huraaa.
Z obiecanych 9 h podróż zmieniła się w 12 h plus ekstra godzinne oczekanko.
Autobus podjechał po backpackerską brać już w połowie załadowany Wietnamcami. Oczywiście pozajmowali wszystkie dolne miejsca, a frajerom turystom została tylko górka i tył. Ulokowaliśmy się z tyłu. Ogólnie może i nie byłoby źle gdyż wszystkie miejsca to były leżanki.
Było tylko małe ale... :) temperatura w autobusie to jakieś 30 st i wilgotność na maksa. Siedzę sobie spokojniutko i czuję, że coś mnie smera po ręku. I co...???? Oczywiście karaluchy powyłaziły. Ja to mam do nich farta. Ubrałam bluzę (pamiętamy ciągle o 30.st i wilgotności :)))) i udawałam, że nie ma karaluchów...
Dziecko cały czas leżało na mnie i po jakimś czasie nie czułam już nic i odliczałam czas do końca nocki.
Na miejscu znaleźliśmy przyzwoity hotelik za 10$ w samym centrum z tarasem na plac. Fajny punkt obserwacyjny.
Pierwsze wrażenia po krótkim spacerku. Takie mini mini zakopane pod turystów. Widoków na tarasy ryżowe na razie nie podziwiamy bo mgła jest okrutna, ale liczymy, że zaraz się przejaśni:)
Przeszliśmy się po targu. Mydło i powidło.
Jakieś mięcho leżało na stole. Małżonek zapytał się co to - ja mu no to, że pewnie koza. On, że nie ma mowy o kozie.
Zrobiłam fotkę. Pani mnie pogoniła. Trochę się zdziwiłam dlaczego. Obok podobny zabity zwierzak. No tak już wszystko wiemy - to psy.
Podeszłam do Pani i zapytałam się czy to psina i czy dobre to mięcho. Powiedziała, że dobre, ale równie dobrze mogła nic nie zrozumieć.
Mieliśmy wrażenie, że wstydzą się, że sprzedają psinę. Zastanawiam się dlaczego tak reagują? Skoro wypływa to z ich kultury i tradycji to o co chodzi? My też jemy małe prosiaczki, krówki i kurki...
Tak czy inaczej my nie skosztujemy, niech sami jedzą burki.
Teraz kolej na Maćka wrażenia
Po 12h podróży autobusem z Hanoi poszedłem szukać jakiegoś lokum na następne kilka dni.
SAM… !! Bo Becia po nocy padała na pysk. Obszedłem po schodach… (tak po schodach bo winda to tu rzadki luksus) niezliczona ilość pięter. Niestety pokoje sugerowane przez Lonely Planet okazały się zatęchłymi dziurami, których czasy świetności minęły już dawno. A to dziwne bo przewodnik jest z 2012 r. Chyba poszła kaska pod stołem. Wróciłem do pierwszego oglądanego hotelu i potarkach z 15$ mamy przyzwoity nocleg za 10$.Oczywiście nie licząc faktu, że w pokoju jest kurewsko zimno i wilgotno, ale jest MTV i baldachim nad łóżkiem jak dla nowożeńców. Wśród oglądanych hoteli był jeden z którego tarasu był wspaniały widok na góry i tarasy ryżowe. Pomyślałem, że takim widokiem mógłbym wstawać każdego rankai leniwie popijać kawkę. Ech, ale zejdźmy na ziemię pokój był za 18$. Nie było mowy o targowaniu. Dobrze, że pożałowałem i nie zdecydowałem się na ten sielankowy widok, bo trwało to jakieś20 min, później była już tylko mgła…