Bez żalu pożegnaliśmy wietnamskie góry.
Podróż do Hanoi podzielona była na dwie części. Najpierw busikiem po górskich serpentynach zjechaliśmy z SAPY do Lao Cai,
później przesiadka do autobusu typu sleeper.
Cały przejazd trwał znowu 12 godzin. W porównaniu do podróży nocnej teraz było o wiele lepiej. Więcej miejsca, widoki za oknem... :) No i dzieciak nie leżał na mnie przez cały czas ;). Autobus przyzwoity.
Nie mniej jednak 12 godzin to dla nas za dużo. Na końcu mieliśmy wrażenie, że to jakaś niekończąca się opowieść. Koszmar senny z którego nie można się wybudzić.
Gdyby nie interesy kierowcy po drodze, bylibyśmy pewnie z 1,5 h szybciej. A to stanął kupić sobie bananków, a to podjechał do znajomych po skuter i ładowali go do luku bagażowego jakiej pół godziny, to coś podrzucił do jakiegoś hotelu.
Co ciekawe nasz driver nie mówił ani jednej sylaby po angielsku. Jak to możliwe???? Nie wiem.
Na końcu wyrzucił nas na obrzeżach Hanoi.
Szybko złapaliśmy taksę i pojechaliśmy do guesthouse u, w którym nocowaliśmy poprzednio.
Powitano nas tam jak znajonych :)))
Po zimnicy Sapy teraz Hanoi wydało nam się przyjazne i sympatyczne.
Rzuciliśmy bagaże i polecieliśmy w miasto coś zjeść. Wybór padł znowu na węża smażonego. Jedno danie w postaci zupy, drugie jako drugie :)