Tuk-tuk na stację kolejową w Matarze dowiózł nas w 15 min.za 350 rupi.Na dworcu w okienach kas stały już dwa długie ogonki.Jeden do biletów do klas 1 i 2 .A drugi dużo dłuższy dla pasażerów trzeciej klasy.Kolejka nie poruszała się nawet na centymetr bo bilety sprzedają tu dopiero na pól godziny przed odjazdem pociągu.Japończyk który podróżował razem z żoną ubraną w długą białą suknię i fantazyjny kapelusz z szerokim rondem oraz małą córeczką ubraną jak na przyjęcie komunijne.Otworzył szeroko oczy jak się dowiedział że nie ma w sprzedaży biletów na 1 klasę a do tego bilety dla 2 klasy nie są z przypisanymi miejscami.Podejrzewam że to co póżniej działo się na peronie i stan pociągu zmusił ich do szukania innej alternatywy na dotarcie do Kandy:)
My natomiast byliśmy przekonani że to przecież początkowa stacja i niebędzie najmniejszego problemu z miejscami siedzącymi.
Ale w miarę upływającego czasu tłum na peronie gęstniał coraz bardziej.Gdy w końcu pociąg wjechał na stację tłum ruszył biegim do drzwi aby dostaćsię do środka i zająć miejsce siedzące.Becie puściłem przodem a sam zastawiając Ewkę bagażem aby tłum jej nie stratował dotarłem do najbliższego wagonu drugiej klasy.Becia jak zwykle nie zawiodła i z 15 minutowym opóznieniem i trzema miejscami siedzącymi
ruszyliśmy w stronę Colombo Fort.Wagoniki okazały siędużobardziej leciwe i w gorszym stanie niż te w drodze do Matary .I do tego podskakiwały i siękołysały na wszystkie strony jakby za chwilę miały wypaść z toru.Po 4 godzinach jazdy w wiszącymi nam nad głowami współpasażerami dojechaliśmy do Colombo skąd czekała nas jeszcze przeprawa przez miasto do Negombo.W okienku na dworcu dowiedzieliśmy się że najblizszy pociąg do Negombo zaraz odjężdza z peronu pierwszego.Więc biegem z bagażami 2 duże plecaki,Jeden mały,duża torba na kółkach ,mała na podręczny ,torebką i Ewką.dotarlismy na wspomniany peron .A tam pociąg a w nim tłok że igły nie wciśniesz.Jeden wagon ,drugi , trzeci w końcu upchneliśmy się do jednego i tak jak śledzie w puszce pojechaliśmy do Negombo.Na całe szczęście w miarę upywu czasu było coraż luzniej az w końcu przy końcu podróży byliśmy już prawie sami poza paroma osobami i karaluchami które po zmierzchu coraz śmielej wychodziły z zakamarków wagonu.Ostatnie 38 km.pokonalismy w 1,5 godziny i na miejsce dotarliśmy już po zmierzchu.