Po kilkugodzinnej podróży samochodem do Wrocławia, 3 godzinnym locie do Hurghady, kilkugodzinnym czekaniu (plaża, piwko :) i 6 godzinnej męce autobusem dotarliśmy do do Kairu.
2 w nocy. Rzucamy walizki i wybiegamy z hotelu. Ruch na ulicy, pełno ludzi, więcej mężczyzn niz kobiet... patrzą na nas, ale idziemy dalej...
Jemy kebab kupiony na ulicy. Sławek twierdzi, że to pies zmielony z budą. Nie wiem :) może, ale był dobry.
Wracamy do hotelu i padamy wykończeni.
Rano odsłaniam zasłony i nie mogę uwierzyć!
Z emocji krzyczę "O ku..."
Maciek przerażony wyskakuje spod prysznica. a ja ciągle nie moge uwierzyć w to co widzę.
Wielkie piramidy na wprost mojego okna !
Najlepszy widok z widoków. Nawet o tym nie marzyłam.
Kair jest ogromny i brudny. Niestety w wiekszości to slamsy. Mieszka tam ok. 20 mln ludzi.
Zaczarowała mnie msza koptyjska.
Weszłam i nie mogłam wyjść. Stłumione światło, kadzidło.
Magia. Muszę tam wrócić.